Nie przychodzę ani przyjeżdżam, mogę tylko zajechać,
a ja w Poswolu, gdy bywało mi strasznie dobrze
lub bardzo źle, miałem dokąd pójść,
te wszystkie miejsca, które teraz żyją w moich wierszach,
te wszystkie słowa, które żyją wciąż, nie mogą znaleźć
swoich rzeczy, przychodzę ze słowami, rzeczy
nie czekają na nie, nie rozpoznają, na podwórku naszego domu
nie tylko pies, ludzie również podejrzliwi, chodzę,
może zamierzam okraść, odebrać ich najdroższy skarb,
zieleń posadzonej przez ojca jabłoni, przeze mnie wydeptaną ścieżkę
i tę, która prowadzi do drwalni umarłych, ich przyszłe wspomnienie
prowadzące do kresu nieżycia, jedyne miejsce, dokąd można przyjść.
KAMIEŃ bez ojca rośnie
bez nóg wody pędzą
latają chmury bezskrzydlate
po gałęziach czerwonego dębu
pod nimi piosnkę starą ogień Dzuków
dziewięciorogi jeleń nieci
gdy tą głęboką rzeką płynę
podnoszę kamień ten ode dna
piję tę pamięć i ten ogień
przypomnieć sobie nie potrafię
ach a ja
gdybym codziennie oglądał
białą brodę Basanavičiusa
nad swoim biurkiem
jak Peter Baruona widzi
na polach, gdzie tylko kosić i kosić
oddalić wschody i zachody
sutartines śpiewać po tamtej stronie
Niemenka, a po tej – lyguo
byśmy dorównali sobie – nie lękom
byśmy odrzucili ryzyko, granicę
do której jeszcze można marzyć
ach lekiem dla mnie jest
skaistā Rīga!
a kule – przez głowę mądrą, przez serce śmiertelne
igieł koszyczek – zamieniają się w żmije, węgle
a pasierbica w lesie twoim bawi się w chowanego z niedźwiedziem
gdzie są jej głupi obrońcy z dobrymi sercami? –
jak nitka przez ucho przez Asveję mknie nasza łódź
a twoje włosy, twoje błyszczące strugi złociste
czyżbyś oślepła? – wpadamy w ciemniejącą Santokę
wszystkie warianty nieścisłe, od prawdy dalekie
z książek czerpane, – a kto zaś tego wieczoru dotyka
ten błyszczy jak twoje włosy złociste
we śnie tym dziwnym delikatnymi przysypane igłami
przy stole tym Adam Mickiewicz pije kawę, pali kaljan, puszcza dym
przez wodę, wanna jest cała różowa, w niej siedzi
Henrikas Radauskas jakby w krzewie róż
bałtycki Rusin, zbiera złota i żywego srebra rdzę, rdze
będą świadczyć przeciw wam
i ogień pożre wasze ciała, do pioruna, teksty pienią się
jak wionny szampon wiśniowy
słowami o narodzie i o państwie, spójne użycie ukazuje, że nie brak
zadawnionych pytań, będziemy prać, obmywać,śpiewać łokciami
podpierając stół, młode piwo pieni się już w szklankach, pioruny
zaś uderzą w kamień, wód
głębiny będą się pienić, kapiący dzwon miedziany,
wanny odtłuczony brzeżek, kraj przez Perkuna
nawożony, jak zdjęcie, poddane działaniu chemikaliów w oceanie czasu
jak mówi Alfonsas Nyka-Niliunas
Kiedy wyszliśmy
patrzyłem inny,
a teraz wyjdę
żeby zaczekać na nas.
Wczoraj patrzyłem –
chmury umarły,
dzisiaj przed słońcem
umarł deszcz:
śnią błyskawiczne szczupaki
z jednej wody do innej –
z dni znoszonych
ubóstwiony błysk
nigdzie.
Spojrzenie – w szklanej rzece,
z szumiącym wiatrem zachodnim...
Zamilcz i przestań
szykować się do minionej wojny.
jesteśmy tymi, których poezja przygarnie
dzieci, pieski, żuki, poczwarki
niesprawiedliwy sądzą, a bezsilni klaszczą
po ich dywanach szliśmy bosonodzy
dzieci, pieski, żuki, poczwarki
dać słodką wolność mięśniom swym
które odżyją wyzwolone z sylab
poezja z powrotem je przygarnie
poezja w nas jest uzbrojona
czujemy pod nogami żwir ziemi
wszystkich dróg – zaskrzypi i nie wraca
zwycięska, wolna czy zdradzona
czujemy, jak się zamieniamy w żwir
a po nim nowi idą bosonodzy
dzieci, pieski i wściekli są na nas
a poezja się w nich uzbraja
mokry zarost wierzbowy na zakręcie z lewa
ach cały w łzach skąpany męski łokciu
już nie przytulaj, kogo łza odtrąci
a wczep się w mokrą duszę drzewa
ach kwiaty nucą dwuwargowe
toczyłaś się, biedronko, rowkiem piersi
niemego ciała kroplo smakowita
czerwona kropko, bez skrzydeł, bez pieśni
i bez warg moich, poleć i zapytaj
czy niebo ześle nam pogodę
2001
Sen Mendoga: Antologia literatury litewskiej lat dziewięćdziesiątych / opracowana przez Alicję Rybałko. – Warszawa: Książka i Wiedza, 2001. – S. 86.
Tylko przyszłaś, spytałaś mamy, czy jestem, i sen się skończył.
Tak kończą się sny poniewczasie, spotkania i życia,
ciągle mijające się przy jednym pytaniu,
bo mamy już nie ma, mnie jest coraz mniej i odpowiedź wiadoma.
A mama dopytuje się wciąż, co za jedna tu przyszła,
peszę się zawsze, czerwienię i budzę, świat
kręci się wokół swej osi – drobnej figurki na końcu korytarza,
która wciąż jeszcze widzi mnie poprzez odbicie na szybie:
piszę podczas geometrii pierwszy wiersz dla ciebie,
na szarym tle jesieni serce podskakuje radośnie,
cztery i pół strofy samych banałów,
a tak bolą, że oddałbym wszystko
za miłą, za królewnę z marzenia,
nie zdążyłem powiedzieć ni słowa, choć widywałem tylekroć,
dzień jak gdyby przytłaczał, a lekcje się ciągną wiekami,
i wieczny alarm bojowy: schrony zamknięte na klucz.
2001
Sen Mendoga: Antologia literatury litewskiej lat dziewięćdziesiątych / opracowana przez Alicję Rybałko. - Warszawa: Książka i Wiedza, 2001. - S.85-86.